Mój wzrok jeździł
po sylwetce Betty jak auto po autostradzie. Byłam zszokowana. Co ona
tu robiła?
- Oh, nie wiesz
jak się cieszę że widzę cię żywą, kochanieńka. - powiedziała,
a mnie zrobiło się cieplej na sercu, gdy usłyszałam jej głos.
Mimo tego, że
sama chciałam zerwać nasz kontakt, to podświadomie strasznie za
nią tęskniłam.
- Ja... Wiesz,
może pojadę poszukać Louisa. - powiedział Harry, a ja
spanikowałam.
Mimo wszystko, że
dobrze znałam Betty, to nie chciałam zostać z nią sama, to z
Harrym czułam się bezpiecznie.
- Zostań. -
szepnęłam ledwo słyszalnie, gdy Betty z bukietem kwiatów podeszła
do łóżka.
Ich woń dotarła
do mojego nosa przywołując mi przed oczy obraz kwiaciarni i półek
pełnych perfum o kwiatowym zapachu.
Harry kiwnął
głową delikatnie, a starsza kobieta usiadła na brzegu mojego łóżka
po drugiej stronie i położyła kwiaty na szafce.
- Eve też ze mną
przyszła. - powiedziała – Poszła po kawę do kawiarenki
szpitalnej.
Eve.
Moja koleżanka z
pracy. Za nią też w sumie trochę się stęskniłam mimo że czasem
byłam o nią zazdrosna. Zawsze wyglądała świetnie – miała
idealną figurę, włosy. Dosłownie była idealna w każdym calu.
Przez chwilę nie podobała mi się konfrontacja jej i Harrego. A co
jeśli brunet stwierdzi, że ja z tymi poparzeniami nie jestem dla
niego zbyt ładna?
Odrzuciłam prędko
te myśl, gdy usłyszałam jego ochrypły głos:
- Betty, jeśli
możemy mówić sobie na ty, skąd wiedziałaś, co się stało?
- O całej sprawie
trąbią media... Ale to nie stąd się dowiedziałam, nie podali
waszych danych osobistych. Była u mnie policja. - powiedziała, a
jej nieco siwiejące włosy opadły na czoło przyozdobione
gdzieniegdzie zmarszczkami.
- Policja? -
wtrąciłam – To dziwne, nie była jeszcze u nas.
- Właściwie to
była, ale nic ci nie mówiłem. - szepnął Harry, a moje usta
ułożyły się w cienką linię.
- Dlacze... -
zaczęłam, ale przerwałam w połowie zdania.
To zdecydowanie
nie był moment na takie rozmowy, lecz miałam zamiar jeszcze wrócić
do tego tematu.
Zapach typowej,
taniej kawy rozniósł się po sali. Podniosłam wzrok, a Harry
odwrócił głowę w stronę drzwi. Eve stała w progu, a jej blond
włosy opadały na jej ramiona delikatnymi kaskadami. Na sobie miała
jeansy idealnie uwydatniające jej krągłe, kobiece kształty, nie
to co moje uda, które w przeciwieństwie do niej były grube i... I
po prostu grube. Dziewczyna ściskała w dłoni kubek kawy, którego
czarna zawartość była źródłem tego zapachu. Para wydostała się
spod pokrywki, a ja zamarłam. Zaczęłam się trząść.
Wrzątek.
Nie chciałam mieć
z nim już nigdy więcej kontaktu, chociażby z odległości 3
metrów. Spojrzałam na Harrego, a on nadal gapił się na Eve. Nie
czułam się z tym najlepiej. Wyciągnęłam do niego rękę nie
podłączoną do kroplówki, uważając, aby nie strącić z szafki
talerza, po czym położyłam ją na jego ramieniu. Odwrócił głowę,
a gdy zobaczył łzy na moich policzkach, powrócił zdezorientowanym
wzrokiem na Eve. Po chwili chyba zrozumiał, o co mi chodzi.
- Wyjdź stąd z
tą kawą. - rzucił ostro do dziewczyny.
Łagodniej się
nie dało, pani Styles?
- Spokojnie,
spokojnie. Już wychodzę. - Eve uniosła dłonie w geście obronnym
i odwróciła się na pięcie.
Miałam wrażenie,
że Harry odprowadzał ją wzrokiem tylko dlatego, aby obserwować
jej pokaźnych rozmiarów tyłek. Może byłam chorobliwie zazdrosna
i przesadzałam, ale naprawdę miałam teraz takie okropne kompleksy
na punkcie swojego ciała, że nie czułam się piękna mimo tego, że
Harry cały czas mi to powtarzał.
Gdy w końcu
zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, odwróciłam wzrok w stronę
Betty. Łzy na moich policzkach zostały momentalnie otarte przez
wierzch mojej dłoni, a na twarz przykleiłam sztuczny uśmiech.
- Nie wiesz, jak
mi przykro. - powiedziała cicho Betty – Ja... Wiesz, martwiłam
się strasznie o ciebie.
- Nic mi nie
jest... Na prawdę, nie chcę już o tym rozmawiać. Zapomnijmy.
- Zapomnijmy. -
powiedziała i chwyciła moją dłoń – Przelałam ci wczoraj
wypłatę na konto jak w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Otworzyłam
delikatnie usta z których wydostało się ciche westchnienie.
- Nie trzeba było,
nie dopracowałam tyle, ile powinnam. - zaprzeczyłam.
- Zawsze możesz
wrócić do pracy w kwiaciarni... Jeśli chcesz.
Oddech Harrego
przyśpieszył, ponieważ przysłuchiwał się naszej rozmowie. Chyba
niezbyt spodobał się mu ten pomysł, ale sama nie wiedziałam wtedy
dlaczego.
- Jak tylko
wydobrzeje, to wrócę do pracy. - powiedziałam z uśmiechem, a
Harry... Harry po prostu wstał z wózka, odepchnął go i wyszedł z
sali.
Chciałam za nim
pobiec, ale wolałam jednak nie robić przy Betty afery. Po prostu
odprowadziłam go wzrokiem. Nie wiedziałam, gdzie miał zamiar
pójść. Prędzej czy później i tak natknął by się na jakąś
pielęgniarkę, która odprowadziła by go siłą do sali.
- Coś źle
powiedziałam? - zapytała Betty, a ja pokręciłam głową.
- Nie... Czasem i
ja nie mogę zrozumieć jego zachowań. - westchnęłam i przetarłam
dłonią czoło. Wyciągnęłam dłoń w stronę butelki z wodą i
podałam Betty.
- Nalałabyś mi
trochę? - zapytałam ją, sięgając przy okazji po plastikowy
kubek.
Kiwnęła tylko
głową i nalała mi wody, której z tego wszystkiego strasznie
chciałam się teraz napić.
*
* *
(Harry)
Fajnie,
że nawet nie zapytała mnie o zdanie, i od razu zgodziła się na
powrót do pracy. Czy ona do chuja nie rozumie, że nie będzie w ten
sposób bezpieczna? Ale oczywiście, najlepiej w ogóle mnie nie
słuchać i myśleć tylko o tym, żeby zrobić mi na złość.
Takie
przynajmniej miałem wrażenie.
Spojrzałem
przed siebie upewniając się, że nie ma tu żadnych pielęgniarek.
Gdy upewniłem się, że jest czysto, to usiadłem na plastikowym,
niebieskim krzesełku stojącym w rządku innych krzesełek na
korytarzu i schowałem twarz w dłoniach.
-
Em... Czemu wyszedłeś? - usłyszałem nad sobą.
Podniosłem
głowę. Stała przede mną ta cała Eve. Nie miała już kawy.
Poprawiła włosy i zmierzyła moje ciało wzrokiem. Również to
zrobiłem. Miałem na sobie tylko te szpitalne dresy w kratę i parę
siniaków. Nic nadzwyczajnego. Tylko te szwy rzucały się w oczy,
ale i tak uważałem, że nie było na co się tak gapić.
-
Bo tak mi się chciało? - odparłem.
Już
jej nie lubiłem. Może to tylko przez to, że tą jebaną kawą
przestraszyła Liv, lecz mimo to i tak nie miałem złudzeń, że
kiedyś ja polubię. Byłam taka... Okropnie wyzywająca. Aż do
bólu. Kiedyś pociągały mnie takie dziewczyny, lecz kiedy
spotkałem Liv, to się zmieniło. Odkryłem, że to jednak te
trudniejsze do zdobycia dziewczyny są w moim typie.
-
Nie musisz być od razu taki chamski. - prychnęła, ale mimo swojej
niechęci do mnie, jej ciało spoczęło obok mnie na krzesełku,
które cicho zaskrzypiało.
-
O co ci chodzi? - zapytałem ją, kiedy spoglądała na mój szew
nachalnie.
Miałem
ochotę być bardziej dosadny i nieprzyjemny, ale zacisnąłem tylko
obolałą szczękę, aby nie dopuścić do wydostania się profanacji
niechęci z moich ust.
-
O nic. Po prostu uważam, że te szwy są cholernie seksowne. -
wzruszyła ramionami.
To
był najdziwniejszy kompletne jaki kiedykolwiek usłyszałem.
Jeżeli
w ogóle można to było nazwać komplementem.
-
Masz coś nie równo pod sufitem. - próbowałem wstać, ale ona
pociągnęła mnie za łokieć w dół tak, że ponownie usiadłem na
krześle.
-
Przepraszam, ale zawsze mówię to co myślę. - przygryzła wargę i
spojrzała na mnie.
-
Nie lubię cię. - rzuciłem od niechcenia, a ona zaśmiała się bez
humoru.
-
Jestem pewna, że zmienisz zdanie. - dokończyła, po czym zaśmiała
się, lecz tym razem z nutką rozbawienia w głosie.
Przeczesałem
palcami nieco tłuste włosy. Musiałem je w końcu umyć.
Zastanawiałem się wtedy, czy w szpitalnej łazience mają jakiś
szampon, byleby tylko nie myśleć o tym, że Eve siedzi obok mnie.
-
Ćwiczysz? - zapytała, przejeżdżając opuszkami palców po moich
tatuażach na wyrzeźbionym ramieniu.
Odsunąłem
rękę i kiwnąłem głową niechętnie.
-
Wiesz, jeżeli, oczywiście jak poczujesz się lepiej, chciałbyś
wpaść gdzieś poćwiczyć, to polecam ci siłownie niedaleko
kwiaciarni Betty. Sama tam ćwiczę, jest okej. - wstała – Wracasz
ze mną do sali? - zapytała wskazując na białe drzwi.
-
Ta. - mruknąłem i powoli podniosłem się z krzesełka.
Przez
chwilę myślałem na temat tego, co powiedziała mi przed chwilą
blondynka. Przydałby mi się trening, gdy wrócę do sił. Dawno nie
ćwiczyłem. Myśl o tym, że znowu mógłbym wyładowywać stres i
niepotrzebną energię na siłowni zamiast na ludziach i tym bardziej
Olivii była pozytywna, więc postanowiłem przemyśleć dogłębniej
propozycję Eve. Wydawał mi się co najmniej rozsądna, biorąc pod
uwagę moje ostatnio strasznie częste wybuchy złości i agresji
wobec innych, lecz może to tylko wina stresu?
Mimo
wszystko, chciałem przystać na propozycję blondynki.
Eve
wydawała mi się jakaś taka... strasznie odważna, wręcz nachalna.
Muszę przyznać, że gustowałem w takich dziewczynach. Ale to nie
zmienia faktu, że i tak jej nie lubię.
* * *
(Olivia)
Rozmawiałyśmy
właśnie z Betty o tym, jak prosperuje jej kwiaciarnia, gdy nagle
wrócili oni. Razem, jedno za drugim przekroczyli próg drzwi.
Olivia,
przestań być kurwa zazdrosna! - powtarzałam sobie w myślach, ale
nie potrafiłam powstrzymać rumieńca złości, który wkradł się
na moją twarz.
Harry
wyminął wózek i położył się na swoim łóżku odwracając się
plecami do nas, a Eve stanęła naprzeciwko mojego łóżka patrząc
na mnie dziwnie.
-
Jak się masz? - zapytała, a jej głos brzmiał tak obojętnie, jak
jeszcze nigdy wobec mnie.
Nie
znałam jej od tej strony.
-
Nie najgorzej, poparzenia trochę mnie bolą. - szepnęłam i
zacisnęłam powieki.
Nadal
ściskałam w dłoni plastikowy kubek do połowy wypełniony wodą,
który zaskrzypiał nieco, gdy mocniej go zgniotłam w dłoni pod
wpływem nagłych emocji. Po chwili jednak rozluźniłam palce, a
kubek powrócił do normalnych rozmiarów.
-
Przykro mi. - powiedziała sucho i spojrzała na Betty. - Betty,
chodźmy już, zaraz kończy się przerwa obiadowa i trzeba znowu
otwierać kwiaciarnię. - westchnęła.
Spojrzałam
na nią z góry mimo że to ona teraz górowała nade mną wzrostem.
Ach,
czyli rozmowa z koleżanką z pracy, która pocieszała cię po
zerwaniu z każdym twoim pierdolonym chłopakiem jest mniej ważna
niż otwarcie kwiaciarni równo z końcem przerwy obiadowej?
-
Wiesz Liv, to racja. Wpadnę jeszcze. - powiedziała pogodnie Betty,
nachyliła się i pocałowała mnie w policzek.
Zupełnie
jak babcia której nie miałam.
-
Szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedziała Eve, lecz zabrzmiało to
raczej jak syknięcie a nie normalnie wypowiedziane zdanie.
Kurwa,
o co ci chodzi dziewczyno?
Gdy
opuściły pokój Harry nadal leżał do mnie tyłem, lecz gdy
wsłuchałam się w jego oddech, byłam pewna że nie śpi. Chciałam
coś powiedzieć, ale stwierdziłam, że teraz nie jest na to pora.
Chyba był zły, miałam zamiar pozwolić mu ochłonąć zanim zacznę
coś podobnego do scen zazdrości.
Zapadła
krepująca cisza. Na szczęście przerwał ją niespodziewany gość.
-
Cześć. - powiedział Louis przechodząc przez próg.
-
Cześć. - odparłam cicho, a Harry się nie odezwał.
Mimo
tego, że Harry totalnie miał go w dupie, to Tomlinson wyglądał na
szczęśliwego. Poruszał się już o własnych siłach, chociaż
jeszcze nieco ślamazarnie. Miał na sobie te same dresy co wczoraj,
a na piersi świeży bandaż dokładnie tam, gdzie miał największą
ranę po porwaniu. Szkoda, że tylko Harry, Niall i ja wiedzieliśmy,
skąd się tam wzięła. I jedno z nas zabrało tę tajemnicę do
grobu.
-
Pokłóciliście się czy co? - zapytał prosto z mostu zagarniając
bez pytania jabłko z mojej szafki obok łóżka.
Obrócił
zielony owoc w palcach, przetarł go dłonią i uśmiechnął się
delikatnie, zatapiając w nim swoje zęby.
-
Nie, my... - zaczęłam, ale Harry odwrócił się szybko i spojrzał
na mnie ponuro.
-
Tak. Można to tak nazwać. - przerwał mi, usiadł i spojrzał na
Louisa. - Ona chce wrócić do pracy! - rzucił z wyrzutem i wskazał
na mnie palcem jak na jakąś rzecz.
Oh,
fajnie że od czułości i słodkich wyznań znowu wracamy do tych
głupich, niepotrzebnych nikomu kłótni.
-
I co w tym złego? - zapytał Louis obojętnie, odgryzając kęs
jabłka, a ja spojrzałam na niego z aprobatą.
-
Ona nie jest bezpieczna! - rzucił przeciągle Harry – Skąd mam
wiedzieć, że Horan nie ma większej ilości najemników, którym
zlecił ją prześladować Sam byłem jednym z nich Louis! - prawie
krzyknął.
Wzdrygnęłam
się na samą myśl o tym. Ponownie zapadła cisza, tym razem
strasznie krępująca. Przerwało ja jednak ciche westchnięcie
Louisa, która ściskał w dłoni prawie w połowie zjedzone jabłko.
-
Ty jesteś nadopiekuńczy. - wskazał na Harrego – A ty powinnaś
to jeszcze przemyśleć. - zwrócił się do mnie.
Obojętnie
ugryzł jabłko.
-
Nie wiem czy to was zainteresuje, ale wypisują mnie dziś ze
szpitala. Daję radę chodzić, badania wyszło okej. Mam się
zgłosić na zdjęcie szwów z nogi na jakiś tydzień.
-
Nie mówiłeś mi jeszcze jak w ogóle przeżyłeś! - rzuciłam z
wyrzutem przypominając sobie o tym nagle.
-
Po prostu. - westchnął – Nie chce mi się o tym mówić. - ugryzł
ostatni kęs jabłka i położył ogryzek na szafce, co spotkało się
z moją dezaprobatą.
-
Wyrzuć to. - powiedział Harry, uprzedzając moją prośbę.
Uniosłam
brew zdziwiona, ale przemilczałam to patrząc na swoje palce. Louis
spojrzał na Harrego z równym zdziwieniem, chwycił powoli ogryzek,
podszedł do kosza i wyrzucił go z impetem .
-
Ja idę po wypis i spierdalam stąd do domu. Mam nadzieję, że
przejdą ci na wszystkich humory, gdy wrócisz. - prychnął do
bruneta i wyszedł z sali, a obróciłam się plecami do Harrego,
kładąc się z cichym syknięciem bólu na boku.
-
Obróć się na plecy. - usłyszałam jego ostry głos.
Westchnęłam
widząc, że tym razem Styles ma rację. Obróciłam się na plecy i
zamknęłam oczy. Odliczyłam w myślach do dziesięciu nadal czując
ból w prawym udzie. Przypatrywał mi się z uwagą. Co chwila
otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale je zamykał, co
dostrzegałam ukradkiem. Ciszę pomiędzy nami przerwała
pielęgniarka, która weszła do sali z lekarstwami i maścią. Harry
ponownie się odwrócił, gdy pielęgniarka smarowała moje
poparzenia. Łzy zbierały się w moich oczach, gdy widziałam, jak
obojętnie mnie teraz traktuje. Zupełnie jakbym była powietrzem.
PURURURURUM,
FANFARY!
ROZDZIAŁ
SŁABIAŚNYYYYY
P
R Z E P R A S Z A M, O B I E C U J E P O P R A W Ę :)
JUŻ
NIEDŁUGO BĘDZIE 10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ, TAK SIĘ CIESZĘ
LSFHAILSFHASILHFILAHSGILAH TO TAK WIELE DLA MNIE
ZNACZY PYSZCZKI.
JEST
DOKŁADNIE GODZINA 00:31 NA MOIM KOMPUTEROWYM ZEGARKU. PADAM NA RYJ.
ZAPEWNE JUTRO BĘDĘ POPRAWIAŁA TEN ROZDZIAŁ, BO NAJPRAWDOPODOBNIEJ
NAROBIŁAM W CHUJ BŁĘDÓW, A MÓJ KOMPUTER JEST ZA GŁUPI, ŻEBY JE
AUTOMATYCZNIE POPRAWIĆ. EHS, TAKI LAJF.
..
..
..
..
KTOJESTLIVSHIPERDAJEKOMENTARZCZASSTART!
XDDD
PS. Z GÓRY
PRZEPRASZAM, ŻE ROZDZIAŁ TAKI KRÓTKI.
PRZEPRASZAM TEŻ ZA POŚLIZG W DODAWANIU ROZDZIAŁU, ALE TAKI LAJF X2