Grave

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 29


Mój wzrok jeździł po sylwetce Betty jak auto po autostradzie. Byłam zszokowana. Co ona tu robiła?
- Oh, nie wiesz jak się cieszę że widzę cię żywą, kochanieńka. - powiedziała, a mnie zrobiło się cieplej na sercu, gdy usłyszałam jej głos.
Mimo tego, że sama chciałam zerwać nasz kontakt, to podświadomie strasznie za nią tęskniłam.
- Ja... Wiesz, może pojadę poszukać Louisa. - powiedział Harry, a ja spanikowałam.
Mimo wszystko, że dobrze znałam Betty, to nie chciałam zostać z nią sama, to z Harrym czułam się bezpiecznie.
- Zostań. - szepnęłam ledwo słyszalnie, gdy Betty z bukietem kwiatów podeszła do łóżka.
Ich woń dotarła do mojego nosa przywołując mi przed oczy obraz kwiaciarni i półek pełnych perfum o kwiatowym zapachu.
Harry kiwnął głową delikatnie, a starsza kobieta usiadła na brzegu mojego łóżka po drugiej stronie i położyła kwiaty na szafce.
- Eve też ze mną przyszła. - powiedziała – Poszła po kawę do kawiarenki szpitalnej.
Eve.
Moja koleżanka z pracy. Za nią też w sumie trochę się stęskniłam mimo że czasem byłam o nią zazdrosna. Zawsze wyglądała świetnie – miała idealną figurę, włosy. Dosłownie była idealna w każdym calu. Przez chwilę nie podobała mi się konfrontacja jej i Harrego. A co jeśli brunet stwierdzi, że ja z tymi poparzeniami nie jestem dla niego zbyt ładna?
Odrzuciłam prędko te myśl, gdy usłyszałam jego ochrypły głos:
- Betty, jeśli możemy mówić sobie na ty, skąd wiedziałaś, co się stało?
- O całej sprawie trąbią media... Ale to nie stąd się dowiedziałam, nie podali waszych danych osobistych. Była u mnie policja. - powiedziała, a jej nieco siwiejące włosy opadły na czoło przyozdobione gdzieniegdzie zmarszczkami.
- Policja? - wtrąciłam – To dziwne, nie była jeszcze u nas.
- Właściwie to była, ale nic ci nie mówiłem. - szepnął Harry, a moje usta ułożyły się w cienką linię.
- Dlacze... - zaczęłam, ale przerwałam w połowie zdania.
To zdecydowanie nie był moment na takie rozmowy, lecz miałam zamiar jeszcze wrócić do tego tematu.
Zapach typowej, taniej kawy rozniósł się po sali. Podniosłam wzrok, a Harry odwrócił głowę w stronę drzwi. Eve stała w progu, a jej blond włosy opadały na jej ramiona delikatnymi kaskadami. Na sobie miała jeansy idealnie uwydatniające jej krągłe, kobiece kształty, nie to co moje uda, które w przeciwieństwie do niej były grube i... I po prostu grube. Dziewczyna ściskała w dłoni kubek kawy, którego czarna zawartość była źródłem tego zapachu. Para wydostała się spod pokrywki, a ja zamarłam. Zaczęłam się trząść.
Wrzątek.
Nie chciałam mieć z nim już nigdy więcej kontaktu, chociażby z odległości 3 metrów. Spojrzałam na Harrego, a on nadal gapił się na Eve. Nie czułam się z tym najlepiej. Wyciągnęłam do niego rękę nie podłączoną do kroplówki, uważając, aby nie strącić z szafki talerza, po czym położyłam ją na jego ramieniu. Odwrócił głowę, a gdy zobaczył łzy na moich policzkach, powrócił zdezorientowanym wzrokiem na Eve. Po chwili chyba zrozumiał, o co mi chodzi.
- Wyjdź stąd z tą kawą. - rzucił ostro do dziewczyny.
Łagodniej się nie dało, pani Styles?
- Spokojnie, spokojnie. Już wychodzę. - Eve uniosła dłonie w geście obronnym i odwróciła się na pięcie.
Miałam wrażenie, że Harry odprowadzał ją wzrokiem tylko dlatego, aby obserwować jej pokaźnych rozmiarów tyłek. Może byłam chorobliwie zazdrosna i przesadzałam, ale naprawdę miałam teraz takie okropne kompleksy na punkcie swojego ciała, że nie czułam się piękna mimo tego, że Harry cały czas mi to powtarzał.
Gdy w końcu zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, odwróciłam wzrok w stronę Betty. Łzy na moich policzkach zostały momentalnie otarte przez wierzch mojej dłoni, a na twarz przykleiłam sztuczny uśmiech.
- Nie wiesz, jak mi przykro. - powiedziała cicho Betty – Ja... Wiesz, martwiłam się strasznie o ciebie.
- Nic mi nie jest... Na prawdę, nie chcę już o tym rozmawiać. Zapomnijmy.
- Zapomnijmy. - powiedziała i chwyciła moją dłoń – Przelałam ci wczoraj wypłatę na konto jak w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Otworzyłam delikatnie usta z których wydostało się ciche westchnienie.
- Nie trzeba było, nie dopracowałam tyle, ile powinnam. - zaprzeczyłam.
- Zawsze możesz wrócić do pracy w kwiaciarni... Jeśli chcesz.
Oddech Harrego przyśpieszył, ponieważ przysłuchiwał się naszej rozmowie. Chyba niezbyt spodobał się mu ten pomysł, ale sama nie wiedziałam wtedy dlaczego.
- Jak tylko wydobrzeje, to wrócę do pracy. - powiedziałam z uśmiechem, a Harry... Harry po prostu wstał z wózka, odepchnął go i wyszedł z sali.
Chciałam za nim pobiec, ale wolałam jednak nie robić przy Betty afery. Po prostu odprowadziłam go wzrokiem. Nie wiedziałam, gdzie miał zamiar pójść. Prędzej czy później i tak natknął by się na jakąś pielęgniarkę, która odprowadziła by go siłą do sali.
- Coś źle powiedziałam? - zapytała Betty, a ja pokręciłam głową.
- Nie... Czasem i ja nie mogę zrozumieć jego zachowań. - westchnęłam i przetarłam dłonią czoło. Wyciągnęłam dłoń w stronę butelki z wodą i podałam Betty.
- Nalałabyś mi trochę? - zapytałam ją, sięgając przy okazji po plastikowy kubek.
Kiwnęła tylko głową i nalała mi wody, której z tego wszystkiego strasznie chciałam się teraz napić.

* * *

(Harry)
Fajnie, że nawet nie zapytała mnie o zdanie, i od razu zgodziła się na powrót do pracy. Czy ona do chuja nie rozumie, że nie będzie w ten sposób bezpieczna? Ale oczywiście, najlepiej w ogóle mnie nie słuchać i myśleć tylko o tym, żeby zrobić mi na złość.
Takie przynajmniej miałem wrażenie.
Spojrzałem przed siebie upewniając się, że nie ma tu żadnych pielęgniarek. Gdy upewniłem się, że jest czysto, to usiadłem na plastikowym, niebieskim krzesełku stojącym w rządku innych krzesełek na korytarzu i schowałem twarz w dłoniach.
- Em... Czemu wyszedłeś? - usłyszałem nad sobą.
Podniosłem głowę. Stała przede mną ta cała Eve. Nie miała już kawy. Poprawiła włosy i zmierzyła moje ciało wzrokiem. Również to zrobiłem. Miałem na sobie tylko te szpitalne dresy w kratę i parę siniaków. Nic nadzwyczajnego. Tylko te szwy rzucały się w oczy, ale i tak uważałem, że nie było na co się tak gapić.
- Bo tak mi się chciało? - odparłem.
Już jej nie lubiłem. Może to tylko przez to, że tą jebaną kawą przestraszyła Liv, lecz mimo to i tak nie miałem złudzeń, że kiedyś ja polubię. Byłam taka... Okropnie wyzywająca. Aż do bólu. Kiedyś pociągały mnie takie dziewczyny, lecz kiedy spotkałem Liv, to się zmieniło. Odkryłem, że to jednak te trudniejsze do zdobycia dziewczyny są w moim typie.
- Nie musisz być od razu taki chamski. - prychnęła, ale mimo swojej niechęci do mnie, jej ciało spoczęło obok mnie na krzesełku, które cicho zaskrzypiało.
- O co ci chodzi? - zapytałem ją, kiedy spoglądała na mój szew nachalnie.
Miałem ochotę być bardziej dosadny i nieprzyjemny, ale zacisnąłem tylko obolałą szczękę, aby nie dopuścić do wydostania się profanacji niechęci z moich ust.
- O nic. Po prostu uważam, że te szwy są cholernie seksowne. - wzruszyła ramionami.
To był najdziwniejszy kompletne jaki kiedykolwiek usłyszałem.
Jeżeli w ogóle można to było nazwać komplementem.
- Masz coś nie równo pod sufitem. - próbowałem wstać, ale ona pociągnęła mnie za łokieć w dół tak, że ponownie usiadłem na krześle.
- Przepraszam, ale zawsze mówię to co myślę. - przygryzła wargę i spojrzała na mnie.
- Nie lubię cię. - rzuciłem od niechcenia, a ona zaśmiała się bez humoru.
- Jestem pewna, że zmienisz zdanie. - dokończyła, po czym zaśmiała się, lecz tym razem z nutką rozbawienia w głosie.
Przeczesałem palcami nieco tłuste włosy. Musiałem je w końcu umyć. Zastanawiałem się wtedy, czy w szpitalnej łazience mają jakiś szampon, byleby tylko nie myśleć o tym, że Eve siedzi obok mnie.
- Ćwiczysz? - zapytała, przejeżdżając opuszkami palców po moich tatuażach na wyrzeźbionym ramieniu.
Odsunąłem rękę i kiwnąłem głową niechętnie.
- Wiesz, jeżeli, oczywiście jak poczujesz się lepiej, chciałbyś wpaść gdzieś poćwiczyć, to polecam ci siłownie niedaleko kwiaciarni Betty. Sama tam ćwiczę, jest okej. - wstała – Wracasz ze mną do sali? - zapytała wskazując na białe drzwi.
- Ta. - mruknąłem i powoli podniosłem się z krzesełka.
Przez chwilę myślałem na temat tego, co powiedziała mi przed chwilą blondynka. Przydałby mi się trening, gdy wrócę do sił. Dawno nie ćwiczyłem. Myśl o tym, że znowu mógłbym wyładowywać stres i niepotrzebną energię na siłowni zamiast na ludziach i tym bardziej Olivii była pozytywna, więc postanowiłem przemyśleć dogłębniej propozycję Eve. Wydawał mi się co najmniej rozsądna, biorąc pod uwagę moje ostatnio strasznie częste wybuchy złości i agresji wobec innych, lecz może to tylko wina stresu?
Mimo wszystko, chciałem przystać na propozycję blondynki.
Eve wydawała mi się jakaś taka... strasznie odważna, wręcz nachalna. Muszę przyznać, że gustowałem w takich dziewczynach. Ale to nie zmienia faktu, że i tak jej nie lubię.

* * *

(Olivia)
Rozmawiałyśmy właśnie z Betty o tym, jak prosperuje jej kwiaciarnia, gdy nagle wrócili oni. Razem, jedno za drugim przekroczyli próg drzwi.
Olivia, przestań być kurwa zazdrosna! - powtarzałam sobie w myślach, ale nie potrafiłam powstrzymać rumieńca złości, który wkradł się na moją twarz.
Harry wyminął wózek i położył się na swoim łóżku odwracając się plecami do nas, a Eve stanęła naprzeciwko mojego łóżka patrząc na mnie dziwnie.
- Jak się masz? - zapytała, a jej głos brzmiał tak obojętnie, jak jeszcze nigdy wobec mnie.
Nie znałam jej od tej strony.
- Nie najgorzej, poparzenia trochę mnie bolą. - szepnęłam i zacisnęłam powieki.
Nadal ściskałam w dłoni plastikowy kubek do połowy wypełniony wodą, który zaskrzypiał nieco, gdy mocniej go zgniotłam w dłoni pod wpływem nagłych emocji. Po chwili jednak rozluźniłam palce, a kubek powrócił do normalnych rozmiarów.
- Przykro mi. - powiedziała sucho i spojrzała na Betty. - Betty, chodźmy już, zaraz kończy się przerwa obiadowa i trzeba znowu otwierać kwiaciarnię. - westchnęła.
Spojrzałam na nią z góry mimo że to ona teraz górowała nade mną wzrostem.
Ach, czyli rozmowa z koleżanką z pracy, która pocieszała cię po zerwaniu z każdym twoim pierdolonym chłopakiem jest mniej ważna niż otwarcie kwiaciarni równo z końcem przerwy obiadowej?
- Wiesz Liv, to racja. Wpadnę jeszcze. - powiedziała pogodnie Betty, nachyliła się i pocałowała mnie w policzek.
Zupełnie jak babcia której nie miałam.
- Szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedziała Eve, lecz zabrzmiało to raczej jak syknięcie a nie normalnie wypowiedziane zdanie.
Kurwa, o co ci chodzi dziewczyno?

Gdy opuściły pokój Harry nadal leżał do mnie tyłem, lecz gdy wsłuchałam się w jego oddech, byłam pewna że nie śpi. Chciałam coś powiedzieć, ale stwierdziłam, że teraz nie jest na to pora. Chyba był zły, miałam zamiar pozwolić mu ochłonąć zanim zacznę coś podobnego do scen zazdrości.
Zapadła krepująca cisza. Na szczęście przerwał ją niespodziewany gość.
- Cześć. - powiedział Louis przechodząc przez próg.
- Cześć. - odparłam cicho, a Harry się nie odezwał.
Mimo tego, że Harry totalnie miał go w dupie, to Tomlinson wyglądał na szczęśliwego. Poruszał się już o własnych siłach, chociaż jeszcze nieco ślamazarnie. Miał na sobie te same dresy co wczoraj, a na piersi świeży bandaż dokładnie tam, gdzie miał największą ranę po porwaniu. Szkoda, że tylko Harry, Niall i ja wiedzieliśmy, skąd się tam wzięła. I jedno z nas zabrało tę tajemnicę do grobu.
- Pokłóciliście się czy co? - zapytał prosto z mostu zagarniając bez pytania jabłko z mojej szafki obok łóżka.
Obrócił zielony owoc w palcach, przetarł go dłonią i uśmiechnął się delikatnie, zatapiając w nim swoje zęby.
- Nie, my... - zaczęłam, ale Harry odwrócił się szybko i spojrzał na mnie ponuro.
- Tak. Można to tak nazwać. - przerwał mi, usiadł i spojrzał na Louisa. - Ona chce wrócić do pracy! - rzucił z wyrzutem i wskazał na mnie palcem jak na jakąś rzecz.
Oh, fajnie że od czułości i słodkich wyznań znowu wracamy do tych głupich, niepotrzebnych nikomu kłótni.
- I co w tym złego? - zapytał Louis obojętnie, odgryzając kęs jabłka, a ja spojrzałam na niego z aprobatą.
- Ona nie jest bezpieczna! - rzucił przeciągle Harry – Skąd mam wiedzieć, że Horan nie ma większej ilości najemników, którym zlecił ją prześladować Sam byłem jednym z nich Louis! - prawie krzyknął.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Ponownie zapadła cisza, tym razem strasznie krępująca. Przerwało ja jednak ciche westchnięcie Louisa, która ściskał w dłoni prawie w połowie zjedzone jabłko.
- Ty jesteś nadopiekuńczy. - wskazał na Harrego – A ty powinnaś to jeszcze przemyśleć. - zwrócił się do mnie.
Obojętnie ugryzł jabłko.
- Nie wiem czy to was zainteresuje, ale wypisują mnie dziś ze szpitala. Daję radę chodzić, badania wyszło okej. Mam się zgłosić na zdjęcie szwów z nogi na jakiś tydzień.
- Nie mówiłeś mi jeszcze jak w ogóle przeżyłeś! - rzuciłam z wyrzutem przypominając sobie o tym nagle.
- Po prostu. - westchnął – Nie chce mi się o tym mówić. - ugryzł ostatni kęs jabłka i położył ogryzek na szafce, co spotkało się z moją dezaprobatą.
- Wyrzuć to. - powiedział Harry, uprzedzając moją prośbę.
Uniosłam brew zdziwiona, ale przemilczałam to patrząc na swoje palce. Louis spojrzał na Harrego z równym zdziwieniem, chwycił powoli ogryzek, podszedł do kosza i wyrzucił go z impetem .
- Ja idę po wypis i spierdalam stąd do domu. Mam nadzieję, że przejdą ci na wszystkich humory, gdy wrócisz. - prychnął do bruneta i wyszedł z sali, a obróciłam się plecami do Harrego, kładąc się z cichym syknięciem bólu na boku.
- Obróć się na plecy. - usłyszałam jego ostry głos.
Westchnęłam widząc, że tym razem Styles ma rację. Obróciłam się na plecy i zamknęłam oczy. Odliczyłam w myślach do dziesięciu nadal czując ból w prawym udzie. Przypatrywał mi się z uwagą. Co chwila otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale je zamykał, co dostrzegałam ukradkiem. Ciszę pomiędzy nami przerwała pielęgniarka, która weszła do sali z lekarstwami i maścią. Harry ponownie się odwrócił, gdy pielęgniarka smarowała moje poparzenia. Łzy zbierały się w moich oczach, gdy widziałam, jak obojętnie mnie teraz traktuje. Zupełnie jakbym była powietrzem.



PURURURURUM, FANFARY!
ROZDZIAŁ SŁABIAŚNYYYYY
P R Z E P R A S Z A M, O B I E C U J E P O P R A W Ę :)
JUŻ NIEDŁUGO BĘDZIE 10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ, TAK SIĘ CIESZĘ
LSFHAILSFHASILHFILAHSGILAH TO TAK WIELE DLA MNIE ZNACZY PYSZCZKI.
JEST DOKŁADNIE GODZINA 00:31 NA MOIM KOMPUTEROWYM ZEGARKU. PADAM NA RYJ. ZAPEWNE JUTRO BĘDĘ POPRAWIAŁA TEN ROZDZIAŁ, BO NAJPRAWDOPODOBNIEJ NAROBIŁAM W CHUJ BŁĘDÓW, A MÓJ KOMPUTER JEST ZA GŁUPI, ŻEBY JE AUTOMATYCZNIE POPRAWIĆ. EHS, TAKI LAJF.
..
..
..
..
KTOJESTLIVSHIPERDAJEKOMENTARZCZASSTART! XDDD


PS. Z GÓRY PRZEPRASZAM, ŻE ROZDZIAŁ TAKI KRÓTKI.

PRZEPRASZAM TEŻ ZA POŚLIZG W DODAWANIU ROZDZIAŁU, ALE TAKI LAJF X2 
Szablon by S1K